Siódmego dnia 23. MFF BellaTOFIFEST publiczność miała okazję do spotkania z wszechstronnie utalentowanym artystą Kazikiem Staszewskim, laureatem Złotego Anioła za niepokorność twórczą i jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci polskiej sceny muzycznej.
Laureat, zapytany o to, czy czuje się „twórcą niepokornym”, zareagował niespodziewanie – nie odpowiedział bowiem jednoznacznym „tak” ani „nie”, lecz raczej: „to zależy”. Nazwał siebie z przekąsem „Dr. Jekyllem i Mr. Hydem”; podkreślił istnienie dwóch stron swojej natury.
W pierwszej – tej pokornej – tytuł budzi sprzeciw, ponieważ nie dopuszcza tworzenia uwzględniającego odbiorców, a ci – jak wynika ze słów Kazika – są dla niego niezwykle istotni.
Jest mi niezwykle przyjemnie, jak otrzymuję wyrazy uznania za to, co zaprezentuję. Chociaż ciekawe bywają też np. opinie dezaprobujące mój dorobek – o ile nie są pisane z taką wyjątkową zaciętością czy złością – to też są cenne. Nie tworzę do szuflady. Nie tworzę sam dla siebie.
Druga – tytułowi „Niepokornego” wychodzi naprzeciw – upatruje się jej chociażby w braku wykształcenia muzycznego, które dla wielu może być warunkiem kariery.
Nie mam naleciałości, którą szkoły muzyczne na nas narzucają. Wiem, z ponad czterdziestoletniej praktyki, że największe kłopoty miałem z muzykami, którzy byli wykształceni. To nie znaczy, że dewaluuję uczenie muzyki, ale warto mieć jakieś inne źródło opanowywania warsztatu i myślenia o muzyce – żeby troszeczkę rozmyć tę akademickość.
Co ciekawe, przez długi czas nie przypuszczał, że zostanie artystą – muzyka była dla niego jedynie hobby. Z perspektywy czasu dostrzega, że właśnie takie podejście dało mu wolność twórczą, która do dziś stanowi jego znak rozpoznawczy:
Wszyscy mieli mało, wszyscy mieli po równo, ale to dało mi pewien asumpt do bycia totalnie szczerym w tym, co robię. Nie przejmowałem się cenzurą, bo nie mieliśmy szans na początku nagrania żadnej płyty, więc graliśmy na koncertach to, co chcieliśmy.
Opowiadając o swojej przeszłości, robi to z ogromną szczerością — tak samo jak w tekstach swoich utworów. Jest dumny ze swojego dorobku, ale nie boi się przyznać, że na swojej drodze napotkał różne wpadki i wyzwania. Wspomina m.in. o dziewięcioletnich studiach socjologicznych, pracy na budowie metra, które ostatecznie nigdy nie ruszyło, oraz o pierwszym doświadczeniu z cenzurą. To tylko nieliczne z wielu doświadczeń, którymi podzielił się z słuchaczami.
Kiedy zacząłem mieć jakąś zajawkę, że jednak ja chyba będę tym muzykiem, to już ja bardzo dobrze wiedziałem, kto jest w branży, z kim się można zadawać, z kim się nie należy zadawać. I to, że najważniejsza jest szczerość wobec odbiorcy.
Kazik znany jest ze swojej niepokorności również w kwestii przyjmowania odznaczeń. Dowodem na to było pytanie pojawiające się z publiczności: To jak to jest z tymi nagrodami?
Z tymi nagrodami jest tak, że sobie już odpuściłem tego przyjmowania - rozpoczął, rozśmieszając publiczność, by zaraz potem podzielić się osobistą anegdotą.
Moim takim najbliższym przyjacielem wśród piłkarzy jest bramkarz - Bogusław Wyparło. On do mnie kiedyś zadzwonił i mówił, że zbierają na pompę insulinową dla jakichś jego znajomych i czy ja bym czegoś nie wystawił. A co ja mogę wystawić? Dobra, mówię, to wystawię jednego z tych Fryderyków, których ja zabrałem, tam pojadę, wezmę i może ktoś zechce go kupić... – wyjaśnił artysta.
W ten sposób od piętnastu lat przyjmuje nagrody. Sądząc po wyjątkowym geście podczas odbierania Złotego Anioła za niepokorność twórczą — robi to z ogromną wdzięcznością. Tym razem podziękował w sposób nietypowy: a capella zaśpiewał fragment jednego ze swoich najbardziej rozpoznawalnych utworów — „Celiny”, odpowiadając na prośbę publiczności, która szybko do niego dołączyła, wspólnie intonując melodię.
Magdalena Trapik